"Modelowa szafiarka nosi ubrania w rozmiarze 34 lub 36. Ma długie włosy, które do zdjęć zaczesuje czasami na bok i krzyżuje nogi, pozując fotografowi. Nie jest specjalnie bystra, ale nie musi - zgrabna sylwetka i ładna buzia wystarczą jej, aby podbić serca czytelników. Taki jest stereotyp szerzący się wśród przeciwników szafiarskich blogów - a jaka jest prawda?"
To tylko jeden drobny kęs z tego jakże wykwintnego dania, jakie miałam przyjemność dzisiaj dosłownie połykać wzrokiem! Koniecznie musicie przeczytać post "Wojna o blogi" Tattwy TUTAJ!
Już dawno nie czytałam tak dobrego artykułu. Szczery, rzetelnie przygotowany i niezwykle inspirujący...
Apropos inspirujący. Tak sobie czytałam o tych rozmiarach garderoby i długości włosów i doszłam do wniosku, że kilku kryteriów na szczęście nie spełniam :-)
Ładnej buzi nie mam, więc istnieje dość duże prawdopodobieństwo, że nie zostanę uznana za śliczną, ale pustą lalę :-) Bystra jestem niewątpliwie - drugi punkt dla mnie.
Włosy mam krótkie, ale zapuszczam (cholera!). Rozmiar 34/36 - POLEGŁAM! :-p
Ale jeszcze nic straconego. Patrząc na gałęzie mojego drzewa genealogicznego - czyli na moją babcię od strony mamy i na mamę z łona tejże babci - moje (od)nogi za kilka lat zaczną powiększać swoją objętość (wiek mamy 36 lat = rozmiar 36, wiek mamy 40 lat = rozmiar 40). Wtedy będę mogła godnie obalać stereotyp szafiarki - chudzielca, która w głowie ma fiu bździu, a w szafie miliony ciuchów od "sponsorów".
I być może naiwnie liczę, że takich - jak pisze Tattwa "internetowych prostytutek, dla których darmowy ciuch czy dodatek stał się celem samym w sobie" - będzie coraz mniej.
Samolubnie wracając jednak do mnie, chciałam oznajmić wszem i wobec, że NIE w celu podbicia statystyk, a dla samej siebie, zamierzam od poniedziałku zacząć wylewać siódme poty,
bo wszędobylski cellulit i oponka na brzuchu dopadły również mnie. Wkurza mnie to, nie lubię,
nie podoba mi się i już!
W związku z powyższym, we wtorek z samego rana, zaopatrzyłam się w nowy numer Shape'a (który nie dał mi kasy za to, że właśnie o nim piszę ;-p). W nim jako dodatek płyta z ćwiczeniami Ewy Chodakowskiej (ona też nie kopsnęła ani grosza).
A więc postanowione! Będę wykonywać te wszystkie mniej lub bardziej wygibaśne figury.
Cel: przerwanie rodzinnej "klątwy liczb" (jaki wiek, taki rozmiar), pozbycie się wroga i zyskanie lepszej kondycji!
Liczę, że inteligencja nie spłynie ze mnie razem z kroplami potu i w kolejnym poście nie będę pieprzyć od rzeczy :-)
Dziękuję za uwagę, pozdrawiam i zostawiam Was z fotkami kolorowej stylizacji :-) Przepraszam za jakość zdjęć. Jakiś chochlik poprzestawiał mi chyba funkcje w aparacie :/
okulary/sunglasses - NEXT
sweter/sweater - no name
spódnica/skirt - Bershka
torebka/bag - no name (sh)
szpilki/heels - Graceland (Deichmann)
bardzo przyjemny zestaw! podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie i zachęcam do obserwacji! buziaki <3
bardzo fajna stylizacja, blog zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńświetna torebka
OdpowiedzUsuńciekawa stylizacja, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńSuper połączenie kolorów! W wolnym czasie przejrzę wszystkie wpisy, bo już mi się podoba.
OdpowiedzUsuńNotka też interesująca. Z jedną rzeczą się nie zgodzę 'Ładnej buzi nie mam,'
jeszcze raz coś takiego przeczytam u Ciebie, to Cię znajdę i zastrzelę :]