Ech... Impreza u Lorda już za nami. Tyle niespodzianek i tyle emocji, że trudno zdecydować się od czego zacząć. Kiedy wybierałam się do Warszawy, byłam podekscytowana. No ale któż by nie był, przeczytawszy zwiastujące to wydarzenie sformułowania: najbardziej szalona i nieszablonowa impreza tego lata, zacne party, moc wszelakich atrakcji, zaćmienie słońca i występ gwiazdy! No to może po kolei. Szczerze i bez ściemy - z resztą wiecie, że inaczej nie umiem :p
Najbardziej szalona i nieszablonowa impreza tego lata. Hmmm... szalona to byłam ja, jadąc z Lublina, wydając kasę na paliwo i nocleg w hotelu oraz zakładając sandałki na szpilce. I zdecydowanie latem tegorocznej jesieni bym nie nazwała.
Nieszablonowa? O taaak! Zdecydowanie! No bo na szablonowej jest ciepło, drzwi na dwór są zamknięte, ubikacje znajdują się wewnątrz pomieszczenia, a ludzie zostawiają okrycia wierzchnie w szatni, a nie chodzą opatuleni w płaszcze, kurtki i szaliki. Na szablonowej nie podaje się piwa z lodem, a może raczej powinnam napisać lodu z piwem.
Zacne party? Z pewnością. Ale tylko dla nielicznych, którzy mieli możliwość wejścia do cieplutkiej strefy VIP.
Moc wszelakich atrakcji... Biorąc pod uwagę rzeczy wymienione przeze mnie w punkcie traktującym o nieszablonowości to tak. Atrakcji było co niemiara. Jednym z niewielu plusów imprezy był rewelacyjny występ gwiazdy wieczoru. Ella Eyre pokazała kawał głosu i swoim koncertem uratowała mocno wątpliwą "lordowskość" tego party.
Zaćmienie słońca rozbawiło nas do łez. Zwijałyśmy się z dziewczynami ze śmiechu jeszcze po powrocie do hotelu. Jakby Wam to zobrazować? Otóż... przy suficie wisiał okrągły telebim, na którym zostało wyświetlone słońce. I owo słońce zasłonił... kapsel z piwa Somersby! Haaaaa :D Ja rozumiem, że może mam zbyt bujną wyobraźnię. Lord napisał, że będzie zaćmienie, do tego dodałam Instytut Wysokich Napięć i w głowie zarysowała mi się mocno spektakularna wizualizacja. Kapsel w niej bynajmniej nie występował :p No ubaw po pachy, mówię Wam - z resztą zobaczycie sami ;-)
Ja tam wymagająca nie jestem. Nie jestem rozpieszczoną lalunią, która do dobrej zabawy potrzebuje marmurów w łazience, kryształów w żyrandolach i atłasów pod dupą. Ale to, co zostało nam zaoferowane na tej bibie, wołało o pomstę do nieba! TOI TOIe na zewnątrz przy temperaturze pięciu stopni i w egipskich ciemnościach, non stop otwarte drzwi do hali (tam temperatury w granicach 13-16 stopni), pół kubka kostek lodu zalanych i tak już wystarczająco lodowatym piwem i miejsca siedzące jedynie na dworze.
A mogło być tak pięknie. Wystarczyłby jeden komunikat ze strony organizatorów, brzmiący: Impreza odbędzie się częściowo na zewnątrz, a pomieszczenia nie będą ogrzewane. Wtedy wzięłabym grube skarpety, zakryte buty, top pod bluzkę i nie siedziałabym teraz w pracy z gorączką i potwornym bólem gardła.
Ale... mimo dreszczy na całym ciele, zamarzniętych stóp i całej reszty niedogodności, starałam się szukać pozytywów. Jak wiadomo, kiedy mamy wokół siebie spoko ludzi, połowa sukcesu za nami! Miałam ogromne szczęście, że moja ekipa była zacna. Bez nich nie pozostałoby nic innego, jak odwrócić się na pięcie i wyjść. Dziękuję kochani! Dzięki Wam uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Miło było również poznać garstkę blogerek i blogerów, szczególnie naszych - lubelskich ;-) Mam nadzieję, że będzie jeszcze kiedyś okazja spotkać się na dłużej i pogadać.
P.S. Dzisiejszy wpis jest dowodem na to, jak bardzo zdjęcia mogą kłamać. Obejrzyjcie je sobie ponownie. Ale tym razem tak, jakbyście nie czytali tekstu. I co? Iście lordowskie, zacne party, a ludzie piękni, uśmiechnięci i zadowoleni. Czyż nie? ;-)
Tym mocno optymistycznym - zważywszy na okoliczności - akcentem, żegnam się dziś z Wami, biorę leki i wskakuję pod kołdrę. Pamiątki po Party Like A Lord przywiozłam do domu aż trzy. Niezapomniane wrażenia, przeziębienie oraz chory pęcherz!
Jestę blogerę - scianka musi być :p
Z Zuzą z bloga furioussquirrel
Wspomniane zaćmienie :p
Ella Eyre - zdecydowanie najlepszy punkt programu.
Świetnie podsumowałaś tą imprezę ;) Podziwiam Cię, że wytrzymałaś w tych butach, choć jak piszesz przypłaciłaś to zdrowiem ;) Ja się cieszyłam, że chociaż buty wzięłam ciepłe bo z resztą było gorzej ;) pozdrawiam serdecznie i życzę zdrówka
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja nie przewidziałam takich temperatur. Tym bardziej, że Lord na Facebooku na komentarz jednej z dziewczyn brzmiący "Żeby tylko pogoda dopisała", odpowiedział: "Spokojna głowa, impreza pod dachem".
UsuńJa temperatur też nie przewidziałam, po prostu akurat te buty pasowały mi do stylizacji ;) Szczerze mówiąc jak dojechaliśmy na miejsce i okazało się jak będzie odbywać się to party to miałam ochotę wiać do domu...
UsuńLepiej bym tego nie opisała...! :)
OdpowiedzUsuńFenk ju bejbe :D
Usuńbyłam święcie przekonana, że masz kombinezon :D i ogromne brawa za szczerość !!!
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, bo taki był mój niecny plan, żeby to wyglądało jak kombinezon ;-) Dzięki. Szczerość przede wszystkim. Chociaż mój mąż się śmieje, że po tej relacji nikt mnie już na żadną imprezę nie wpuści :p
UsuńZaćmienie słońca maksymalnie mnie rozbawilo. :) szkoda,ze zdecydowali sie na ilość,nie jakość...:(
OdpowiedzUsuńZ tym, że było zimną jak cholera zgadzam się, pomimo, że ja byłam ubrana trochę cieplej zmarzłam jak psi ogon :). Szkoda, że Lord nie sprecyzował dokładniej warunków imprezy i my nie vipowskie goście musieliśmy maznąć :) a zaćmienie powaliło mnie ze śmiechu :).
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym tekstem rękami i nogami. Jak ktoś mnie będzie pytał jak było na pseudo lordowskim party, to będę mu wysyłać Twój post.
OdpowiedzUsuńpięknie wyglądałaś - widać, że impreza udana
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Macelka Fashion
:)
Ech... Proponowałabym jednak przeczytać tekst ;-)
UsuńMario, nie ma to jak "trafny" komentarz...
UsuńMimo to, że już nie bloguję, nadal chętnie Cię czytam. Impreza faktycznie na niskim poziomie, ale Ty wyglądałas pięknie :)
No właśnie chciałabym - z resztą nie po raz pierwszy - wnieść sprzeciw odnośnie Twojego nieblogowania :/
UsuńCieszę się, że czytasz i zaglądasz :* Dziękuję ;-)
No to ciekawie... a właściwie nieciekawie, biorąc pod uwagę okoliczności...
OdpowiedzUsuńAle wyglądałaś pięknie!
Nie mam nic do dodanie, wspaniale opisałaś to 'zacne party' haha:)
OdpowiedzUsuńMusiało być super! :)
OdpowiedzUsuńEhh...
UsuńEhh... x 2 :p
UsuńDzięki za ten wpis, bo początkowo żałowałam, że olałam te całe Somersby, jak do mnie napisali ;)
OdpowiedzUsuńTeraz już wiem, że dobrze zrobiłam , jedynie szkoda mi że Ciebie nie poznałam osobiście ;)
ALe mam nadzieję, że kiedyś wypijemy razem kawę ;)
Tez mam taką nadzieję :D
UsuńKobieta w dwukolorowych włosach jest przepiękna, nie mogę oderwać oczu.
OdpowiedzUsuńJej wdzięk i urok zdecydowanie przyćmiewa urodę właścicielki bloga.
Liczę na więcej zdjęć z udziałem koleżanki.
Pozdrawiam, Maciek.
W takim razie Maćku, zamiast czekać na zdjęcia z Zuzą u mnie, proponuję zajrzeć na jej bloga i tam podziwiać.
UsuńZatem czy mogę prosić link do bloga koleżanki?
OdpowiedzUsuńJest pod jednym ze zdjęć.
UsuńHa ha!!! Czyli są osoby, które wchodzą na bloga, żeby pooglądać laski zamiast stylizacji :)
OdpowiedzUsuńNie ładnie wyśmiewać innych, wybacz Maćku, ale nie mogłam się powstrzymać.
Nie podpisałam mojego pierwszego wpisu na blogu, więc to napisałam ja - Kinga :) pozdro dla Anette
OdpowiedzUsuńMam 37 lat,mąż też i to on wygrał zaproszenie na tą "zacną",pożal się Boże ,imprezę.
OdpowiedzUsuńJesteśmy zwykłymi ludźmi,żadni hipsterzy,fashion-erzy,mieszkamy w 70-tysięcznym mieście koło Łodzi.
Chcę Ci serdecznie podziękować za opis tego...zdarzenia.
Zaczęłam się już o siebie martwic ,bo odczucia miałam takie jak opisałaś,a kiedy zobaczyłam relację w "na językach" jak było świetnie ,światowo,jak stoły uginały się pod pięknymi półmiskami z jedzeniem, to zdębiałam!
Też zmarzliśmy potwornie,zdziwił nas "lód z piwem". Na zaproszeniu napisano,że będzie jedzenie z najlepszych food truck'ów w mieście,pyszne drinki,świetna zabawa.Wyobrażałam sobie,że jeśli jesteśmy tak "zacnymi gośćmi" to zostaniemy tymi atrakcjami poczęstowani w ramach naszej "zacności". Nie spodziewałam się karteczki na "lód z piwem" i to nalanym nie w całości,po uprzednim "wyczekaniu " go w kilkunastometrowej kolejce .Z resztek,które zostały w butelkach ,"barmani"- bez przygotowania do tej roli-robili drinki lub wręcz chamsko nalewali kolejnej osobie porcję w kubek z lodem, resztki z kilku butelek,Jeśli tak traktuje się "najzacniejszych"gości to ja już nie chcę być "zacna"Wolę pozostać prowincjuszką,zwykłą z małego miasta,nie żadną "zacną"Boże broń!
Myślałam ,że jesteśmy takimi prowincjonalnymi prostakami,którzy nie wiedzą co jest fajne i w ogóle cool,ale na szczęście trafiłam na Twój blog! DZIĘKUJĘ!
ps.
Wracałam z bolącym gardłem,ale na szczęście zaaplikowałam sobie garść piguł prewencyjnie i udało się wywinąć chorobie.
Będę Cię odwiedzać
pozdrawiam
Justyna z Pabianic
Justynko, nie dziękuj mi za szczerość ;-) Napisałam jak było, bo na szczęście mogłam sobie na to pozwolić. Niektóre dziewczyny miały podpisaną z Somersby odpłatną umowę i być może dlatego nie były tak ostre w swoich wypowiedziach. Inne widocznie mogły wejść do tej ciepłej strefy VIP z suto zastawionymi stołami, więc nie dziwię się, że były zachwycone. Gdybym ja siedziała w ciepełku i mogła jak człowiek załatwić swoje potrzeby, a wyszłabym jedynie pod scenę na rewelacyjny koncert Elli, nie narzekałabym ani słowem.
UsuńDobrze, że się nie rozchorowałaś. Ja do dziś mam problemy ze zdrowiem i boję się, żeby nie zrobiło się z tego coś poważniejszego, bo od dwóch tygodni nie mogę się doleczyć :(
Dzięki za miłe słowa. Mimo, że sytuacja dość nieprzyjemna to jednak fajnie przeczytać, że nie jest się odosobnionym w swojej opinii. Pozdrawiam Cię gorąco i życzę jak najmniej takich imprezowych rozczarowań.
Buziaki ;-)
Jedyny plus to Ella
OdpowiedzUsuńJustyna