DESZCZOWY DZIEŃ

Leje. Cholera... cały czas leje. Strumienie deszczu przepływają przez moje wyjątkowo błotniste podwórko. Jak na złość zima w tym roku wypięła się do nas tyłkiem. Nigdy za nią jakoś przesadnie nie tęskniłam. Nie darzymy się uczuciem tak głębokim, jak ma to miejsce w przypadku lata. Jednak akurat teraz by się przydała. 

Jak czytacie to i wiecie, że urlop 2014 upłynął mi pod znakiem zrywania kostki brukowej. Taaakie spontaniczne wakacje, oferta last minute. No grzechem było nie skorzystać :p Stary chodnik idealnie nadawał się do skręcenia nogi (włożywszy uprzednio obcas buta pomiędzy rozjeżdżające się kostki), a także do wybicia zębów (kiedy to podczas odśnieżania łopata odbijała się od wystającego "kafelka" i waliła Cię bez pardonu w twarz). 

Po poprawieniu gadziny, zachciało nam się nowego trawnika. No bo jak to to ustrojstwo wygląąąda? Taka równiusieńka kosteczka, a obok góry, doliny, tu chwaścik, tam mleczyk. No nijak nie współgrało. Wywrotka przyjechała. Ziemi dwie wielkie za przeproszeniem kopy wysypała. I już mieli my czarnoziem rozrzucać. I już mieli my rozgrabiać. I już mieli my nowiuśką trawkę (ogrodową ma się rozumieć) siać. Aż tu nagle... przymroziło.

Nie żebym się zasmuciła, bo właściwie wiosna przyjdzie, cieplej będzie to i przyjemniej się robotę wykona. A skoro zima, to śnieg przykryje, mróz zetnie i gitara jak ta lala. A tu proszę ja Was co? A tu proszę ja Was k...wa leje :-p

JACKET: TALLY WEIJL | NUDE DRESS: H&M | SWEATER: SH | SCARF: MOHITO| BAG: CROPP | SHOES: SUPERMODA24